Draco
Malfoy
Chłopak siedział w jej pokoju, na łóżku, z twarzą w dłoniach. Nie chciał
wiedzieć, co tam się dzieje. Co jego siostra będzie musiała zrobić. On
wiedział, on ma zabić Dumbledore'a. Ale czego będzie wymagał od Suzanne? Potarł
skronie i oczy, a w jego głowie krążyły tylko te dwie myśli. W tej samej chwili drzwi się otworzyły i powoli, jakby
odrętwiała, weszła do niego dziewczyna. Draco poderwał się i natychmiast
położył jej ręce na ramionach, patrząc w jej puste oczy.
- Suzy. Suzanne,
co się stało. Co powiedział. - wyrzucił z siebie, usiłując odczytać coś z jej
mowy ciała. Jego siostra zachwiała się. Ślizgon złapał ją i posadził na łóżku.
Usiadła sztywno.
- Nie
powiedział... nic... Poza tym, że mam robić to, co zawsze... Utrudniać życie...
- urwała i przeniosła wzrok z podłogi na brata, w jej oczach pojawiły się łzy.
- Draco, on powiedział mi, co ty masz zrobić. Masz zabić Dumbledore'a. TY. Nie
tata, nie Severus, właśnie ty. - łzy słynęły jej po policzkach. Młody Malfoy
zacisnął usta.
- Suzanne... Muszę
to zrobić. Inaczej zabije nas wszystkich. Musimy po prostu zapomnieć o tym,
udawać, że nic się nie stało, bo inaczej w Hogwarcie się na nas poznają... Albo
na mnie, albo na tobie... Suzy, obiecaj mi, że będziesz silna.
-
Oczywiście, że tak. - otarła łzy i wyprostowała się dumnie. - Jestem z rodu
Malfoyów. Ty też. Nie jesteśmy stworzeni z byle jakiej gliny, bracie.
- To
właśnie chciałem usłyszeć. Ty skupiasz się na swoich zadaniach, ja na swoich.
Nie przejmujemy się sobą. Nie łączą nas żadne więzi w szkole, pamiętasz? -
dziewczyna kiwnęła głową.
-
Jesteśmy zdystansowani i chłodni. Wiem. Cóż - wstała szybko i obróciła się do
bliźniaka - idę ćwiczyć zaklęcia. Muszę być lepsza od Granger w każdym
szczególe. - Draco wstał.
- Już
jesteś, Suzy. - pocałował ją w czoło i wyszedł z pokoju, zostawiając ją samą
rozbitą i z pustką w głowie i w sercu.
***
Tydzień później, wnętrze Hogwart's
Express
- Zabini, co ty do cholery robisz? - Ślizgon spojrzał na przyjaciela z pogardą, obżerającego się namiętnie jakąś potrawą z wózka. - Czy to są dyniowe paszteciki? - Blaise ugryzł kawałek, szybko go pogryzł i przełknął.
- A co,
chcesz? - wyciągnął go w stronę Malfoya.
- Spadaj
mi z tym. - Dracon trącił jego dłoń, przez co pasztecik wylądował na podłodze.
- Ej..! -
chciał zaprotestować właściciel dania, ale Draco zmroził go wzrokiem. - Jesteś
ostatnio jakiś nieswój. Co jest z tobą?
- Och, no
nie wiem, Zabini. - jego głos nasiąknął jadem, ściszył głos. - Może zamiast zgrywać
idiotę, przyjąłbyś wreszcie do wiadomości, że zbliża. się. wojna. - wycedził
ostatnie słowa.
- Więc w
to wierzysz?
- W co, w
wojnę? A czy wyglądam na przygłupa? Nie wierzysz Czarnemu Panu? Nie widzisz, co
planuje? - wysyczał.
- Nie,
nie widzę! Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie jestem w Kręgu Przyjaciół Czarnego
Pana! - Blaise podniósł głos.
-
Oszalałeś?! - uciszył go Malfoy. - Chcesz, żeby wszyscy się o nas dowiedzieli?!
Mało mi kłopotów? Już i tak wszyscy coś podejrzewają.
- Trudno
by nie podejrzewać, odkąd Potter zdradził, że twój ojciec jest śmierciożercą. -
odrzekł przesadnie słodko Ślizgon.
- Och
proszę cię, i tak mało kto w to uwierzył. Przynajmniej z tych wyższych sfer. No
bo kogo obchodzi, co myślą szlamy czy zdrajcy krwi. Jak taki Weasley, na
przykład. Albo Granger. - powiedział ze wstrętem, kładąc nacisk na dwa ostatnie
zdania.
- Cicho.
- syknął nagle Zabini.
- Czy ty
mnie...
- Cicho,
powiedziałem. - Draco już miał przemówić do rozumu przyjacielowi, kiedy nagle
usłyszał głos jeden z najbardziej denerwujących osób na tej półkuli.
- Draco!
- Pansy Parkinson wyszczerzyła się, siadając tuż obok Blaise'a, naprzeciwko jej
lubego. - Szukałam cię wszędzie! To znaczy, wiesz, wiedziałam, gdzie cię
szukać, ale nie było cię w tym wagonie co zawsze i pomyślałam sobie, że może
jednak jesteś gdzieś...
-
Parkinson? - przerwał jej Malfoy.
- Tak?
-
Sprawdź, czy nie zostawiłaś siebie na drugim końcu pociągu. - powiedział bez
emocji i spojrzał jej w oczy. Dziewczyna rozchyliła lekko usta w wyrazie
zdziwienia, po czym skinęła głową i odeszła. Czarnoskóry chłopak spojrzał na
przyjaciela.
- Czyżbyś
postanowił porzucić swoją ukochaną maskotkę? - zagadnął.
-
Zabini... Żebym ja tylko ciebie nie porzucił.
- Jezu, jesteś strasznie drażliwy!
-
Rozmawialiśmy już o tym! Blaise, zbliża się wojna, rozumiesz? Musimy być
czujni, nie możemy poświęcać czasu na błahostki! - wysyczał Draco, pochylając
się lekko nad przyjacielem. - Myślisz, że chcę rezygnować z sielanki? Wkraczamy
w nową erę!
- A co,
jeśli się nie powiedzie?
- Co?
- Pytam,
co, jeśli się nie powiedzie. Jeśli to nie Czarny Pan wygra, a drużyna
Grzmottera. Rozważałeś tę opcję?
- Opcję
śmierci? Zabini, czy ty jesteś poważny? Żyję w domu z Czarnym Panem, nie muszę
myśleć o śmierci, ona u mnie mieszka, rozumiesz? Myślę o niej przed snem i
zaraz po przebudzeniu, spędza mi sen z powiek i jest czymś, czego, delikatnie
mówiąc, wolałbym uniknąć. A ty się pytasz, czy ją "rozważałem"? -
spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela. - Nie chcę tak żyć. - dodał,
ukrywając na chwilę twarz w dłoniach.
- Nikt z
nas nie chce, Draco. Ale teraz to jedyne wyjście. Musimy wybrać, po której
stronie stanąć. Wybraliśmy zwycięską drogę. - odpowiedział hardo ciemnowłosy,
gładząc porozumiewawczo swoje lewe ramię.
-
Dojeżdżamy! - rozległy się nagle głosy. Młody Malfoy zesztywniał. Odwrócił się
do tyłu, dostrzegając postać swojej siostry i krzyżując z nią spojrzenia. A
więc, Hogwart. Miejsce, w którym wszystko się zacznie. Albo skończy na zawsze.
***
Już po wejściu do Hogwartu ułożył sobie wszystko w głowie. Podczas gdy
wszyscy inni rozkoszowali się ucztą, on zamyślony wpatrywał się gdzieś przed
siebie i rozważał. A więc: szafka u Borgina i Burkesa. Dowiedział się, że taka
sama jest w Hogwarcie, w Pokoju Życzeń. Problemem było to, że tamta była
zepsuta. Coś nie działało dobrze. Gdyby to naprawił, śmierciożercy mogliby
przenieść się dzięki tej szafce do wnętrza Hogwartu. To byłoby niesamowite
osiągnięcie. Dostaliby się do środka po cichu, nikt nic by nie podejrzewał.
Oczywiście, nie może być naiwny. Potter i jego wiewiórki zorientują się bardzo szybko. Nie będzie miał zbyt dużo czasu, a mimo wszystko wolał uniknąć śmierci większości osób. Nawet jeśli te osoby są jego potencjalnymi wrogami. Nagle zaczął odczuwać dokuczliwy ból brzucha. To, że jest śmierciożercą, nie znaczy, że przestał być człowiekiem. Spojrzał na budyń przed sobą. A raczej, to, co znajdowało się na jego talerzu, powinno być budyniem. Potrawa przybrała wygląd białej papki z wieloma grudkami na skutek bezsensownego grzebania w niej przez całą ucztę. Była też obrzydliwie zimna, jakby nie dość odpychała swoją konsystencją. Obojętny Ślizgon porzucił myśli o jedzeniu czegokolwiek. Przecież musiał znaleźć też sposób na tę drugą sprawę... O której wolałby nie myśleć. Wolałby, żeby cicho zniknęła z listy jego problemów, żeby stała się jednym z takich, na które można tylko poczekać, aż same się rozwiążą. Ale na to nie było najmniejszych szans. Uniósł głowę i spojrzał w kierunku długiego stołu dla nauczycieli. Zobaczył Dumbledore'a siedzącego na jego środku. Zdaje się, że słuchał jakiejś niezmiernie zabawnej opowiastki Hagrida, lecz gdy tylko poczuł na sobie czyjś wzrok, skierował wzrok w tamtą stronę. Spojrzenia Malfoya i dyrektora skrzyżowały się. Dracon zaczął podejrzewać, że coś wie. Że już wie. Dumbledore wie o wszystkim i zaraz po uczcie każe wtrącić go do Azkabanu. Na pewno wie. Zaraz kogoś wezwie. Podniesie się i będzie kazał im go pojmać. To będzie koniec. Zabiją jego rodzinę. Dumbledore na pewno kogoś...
Zdał sobie sprawę z tego, że prawie dyszy przy stole. Przestał oddychać, by powstrzymać atak paniki. Następnie powoli wypuścił powietrze z ust. "Jesteś Malfoyem. A Malfoyowie zawsze sobie radzą." Poczuł się opanowany. Naprzeciwko niego, kilka miejsc dalej siedziała jego siostra. Spojrzał na nią. Wyglądała, jakby widziała jego chwilę słabości. Z niepokojem w oczach zmarszczyła brwi. Chciał jej bezgłośnie przekazać, żeby mu pomogła, że się boi, cokolwiek, by zobaczyła, że nie jest mu tak łatwo. Ale w tej samej chwili któraś z jej koleżanek lekko szturchnęła ją w ramię. Dziewczyna natychmiast odwróciła się i przybrała na twarz sztuczny uśmiech, który wyglądał zadziwiająco prawdziwie. Była wspaniałą aktorką. Ślizgon uniósł kącik ust. Suzy była najważniejszą osobą w jego życiu. A ojciec i matka? Mimo, że wychowywali go od zawsze, czuł, jakby w ogóle ich nie znał. Byli dla niego obcy, wiedział tylko, że musi wykonywać ich polecenia, ponieważ ich słowo - a w szczególności jego ojca - było świętością. Może to i dobrze, że nic jej nie przekazał? Nie powinien obarczać jej czymś takim. Miała wystarczająco problemów, a on powinien być silnym, starszym bratem. To on powinien być dla niej oparciem, nie odwrotnie. Bał się tylko, czy da radę tego dokonać.
Suzanne Malfoy
- O Merlinie, słyszałaś o tym? Kornelia Slackelbott słyszała od Amelii Blackerband, która słyszała od Eloise Greenberg, której Tom Advance powiedział, że Adam Tucket i Alicia Cowney byli razem na wakacjach, i to przez całe dwa miesiące! A przecież Adam jest u nas, a Alicia jest z Hufflepuffu, na brodę Merlina, to będzie skandal, gdy ludzie się dowiedzą! - brązowowłosa Ślizgonka podskakująca na swoim łóżku wydawała się naprawdę przejęta zaistniałą sytuacją w szkolnym życiu. Bowiem o ile Ślizgoni i Gryfoni z reguły nienawidzą siebie nawzajem, o tyle Ślizgoni Puchonami się wręcz brzydzą. W przeciwieństwie do niej, leżąca na plecach dziewczyna z książką z łóżka naprzeciwko okazywała minimum zainteresowania.
- Nie wątpię. - odparła, przeciągając sylaby. - Powiedz mi, Carter, czy to jedyna rozrywka w twoim życiu?
- Och, Suzanne, nie bądź taka! Nie udawaj, że się tym nie interesujesz, bo widziałam, jak patrzysz na tego Tucketa!
- Kto to? - natychmiast odparła Ślizgonka, zawierając tyle obrzydzenia w tych słowach, ile tylko było możliwe. Sama zagubiła się już w plątaninie imion i nazwisk wymienionych przez znajomą.
- Ty w ogóle mnie nie słuchasz! Jakim cudem...
- Zamknij. jadaczkę. - w blondwłosej zamarzła lodowata krew Malfoyów. - Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że będą musieli zeskrobywać twój mózg ze ściany, o ile faktycznie będzie co zeskrobywać. - mówiąc to, nie podniosła nawet oczu znad książki, a i tak wyczuła temperaturę obniżającą się w pokoju. Dziewczyna imieniem Carter zacisnęła usta i próbując dumnie wyjść z dormitorium, niefortunnie potknęła się o własne nogi. Przybrała kolor dojrzałych sterowalnych śliwek i wybiegła czym prędzej do Pokoju Wspólnego. Suzanne westchnęła ciężko, zamykając oczy. Miała serdecznie dość udawania zabawnej, towarzyskiej (ale nigdy pustej) Ślizgonki, która nienawidzi swojego brata, jak większość tych płytkich nastolatek nienawidzi swoich. W chwili, gdy zacisnęła powieki, usłyszała jakieś stąpnięcie, jakby ktoś wszedł do pokoju. Otworzyła oczy i zobaczyła Dracona stojącego nad nią.
- Bu. - powiedział bez emocji, co zniszczyło cały urok tego słowa. Mimo, iż było to dormitorium dziewcząt, wślizgiwał się tutaj prawie codziennie. Zwykle po to, by podrwić razem z nią z innych uczniów, poopowiadać parę historyjek z dzisiejszego dnia i powiedzieć dobranoc. Dzisiaj było inaczej.
- Hej, zgadnij, co jest bardziej żałosne: Carter Freeman czy moje włosy rano? - rzuciła retoryczne pytanie, przekrzywiając głowę. Ślizgon parsknął cichym śmiechem i uniósł kącik ust.
- Znowu cię zamęcza? Och, jakież ciężkie jest twoje życie, Suzy. Niemal dorównuje mojemu. Może jest nawet gorsze. - odparł z zamiarem rozluźnienia atmosfery, ale po chwili spoważniał i zagłębił się w temat. - Suz, nie chcę, żebyś myślała, że masz mi pomagać. Dam sobie radę. - usiadł na łóżku. Ślizgonka uniosła brwi.
- A co bym z tego miała? Malfoyowie nie pomagają za friko, o nie! Przyślij parę kociołków galeonów to pogadamy! - uśmiechnęła się szeroko, patrząc na brata, który znacznie się rozpromienił.
- Obawiam się, że osobiście nie stać mnie na ciebie. - powiedział z uśmiechem. - Cieszę się, że wszystko jasne. - dodał i zaczął wycofywać się w stronę drzwi. Gdy już wychodził, usłyszał jeszcze wołanie siostry.
- Ale mógłbyś naprawdę przemyśleć te galeony, wiesz? - zaśmiała się. - Nikomu by to nie zaszkodzi-
- Jęzlep! - wyszeptał szybko Draco i odwrócił się, by spojrzeć na reakcję siostry. Zastygła z komiczną miną na twarzy. Zmarszczyła gniewnie brwi i wyglądała, jakby krzyczała, gdyby nie to, że miała zamknięte usta.
- Finite! - zakończył działanie zaklęcia Ślizgon i czym prędzej wybiegł z dormitorium, by nie oberwać od siostry czymś znacznie gorszym od zwykłego żartu. Będąc już jedną nogą za drzwiami, usłyszał dokończony krzyk siostry, tym razem na głos.
- ...DOWIE, PRZYSIĘGAM! MNIE SIĘ NIE UCISZA, DRACO! - wrzeszczała. - MNIE SIĘ NIE UCISZA!
- Bu. - powiedział bez emocji, co zniszczyło cały urok tego słowa. Mimo, iż było to dormitorium dziewcząt, wślizgiwał się tutaj prawie codziennie. Zwykle po to, by podrwić razem z nią z innych uczniów, poopowiadać parę historyjek z dzisiejszego dnia i powiedzieć dobranoc. Dzisiaj było inaczej.
- Hej, zgadnij, co jest bardziej żałosne: Carter Freeman czy moje włosy rano? - rzuciła retoryczne pytanie, przekrzywiając głowę. Ślizgon parsknął cichym śmiechem i uniósł kącik ust.
- Znowu cię zamęcza? Och, jakież ciężkie jest twoje życie, Suzy. Niemal dorównuje mojemu. Może jest nawet gorsze. - odparł z zamiarem rozluźnienia atmosfery, ale po chwili spoważniał i zagłębił się w temat. - Suz, nie chcę, żebyś myślała, że masz mi pomagać. Dam sobie radę. - usiadł na łóżku. Ślizgonka uniosła brwi.
- A co bym z tego miała? Malfoyowie nie pomagają za friko, o nie! Przyślij parę kociołków galeonów to pogadamy! - uśmiechnęła się szeroko, patrząc na brata, który znacznie się rozpromienił.
- Obawiam się, że osobiście nie stać mnie na ciebie. - powiedział z uśmiechem. - Cieszę się, że wszystko jasne. - dodał i zaczął wycofywać się w stronę drzwi. Gdy już wychodził, usłyszał jeszcze wołanie siostry.
- Ale mógłbyś naprawdę przemyśleć te galeony, wiesz? - zaśmiała się. - Nikomu by to nie zaszkodzi-
- Jęzlep! - wyszeptał szybko Draco i odwrócił się, by spojrzeć na reakcję siostry. Zastygła z komiczną miną na twarzy. Zmarszczyła gniewnie brwi i wyglądała, jakby krzyczała, gdyby nie to, że miała zamknięte usta.
- Finite! - zakończył działanie zaklęcia Ślizgon i czym prędzej wybiegł z dormitorium, by nie oberwać od siostry czymś znacznie gorszym od zwykłego żartu. Będąc już jedną nogą za drzwiami, usłyszał dokończony krzyk siostry, tym razem na głos.
- ...DOWIE, PRZYSIĘGAM! MNIE SIĘ NIE UCISZA, DRACO! - wrzeszczała. - MNIE SIĘ NIE UCISZA!
***
- Czy twój brat zawsze ci to robi? Mam na myśli, ZAWSZE? Gdy chce, żebyś się zamknęła? - zwróciła się jasnowłosa Ślizgonka do tej drugiej, o podobnych, ale jaśniejszych włosach dziewczynie z tego samego domu.
- Czy ja wiem, nie. Tylko, gdy się wygłupiamy. - uśmiechnęła się szeroko panna Malfoy. Uwielbiała spędzać czas z Katherine. Czuła się przy niej tak swobodnie, nie musiała niczego udawać, bo tylko ona ją rozumiała. Pomimo tego, z jakiej rodziny pochodziła, Suzanne ją uwielbiała. Katherine Granger. Bliźniaczka Hermiony, tej Hermiony, która zawsze trzymała się z Potterem i resztą jego watahy. Wyglądały identycznie, z wyjątkiem tego, że Katherine wyglądała niczym anioł, miała piękne, jasne włosy ułożone w delikatne fale i porcelanową, nieskazitelną cerę. Był też jeszcze jeden szczegół. Ten szczegół, który zadecydował o tym, że Granger została przydzielona do Slytherinu - oprócz tego, że była ambitna, odważna i atrakcyjna, miała perfekcyjnie czystą krew. Nikt nie znalazł jeszcze na to odpowiedzi, bo, jak wiadomo, jej ojciec i matka, tak jak rodzice Hermiony, byli mugolami. Mimo to odziedziczyła najwspanialsze czarodziejskie geny w swojej rodzinie. Nie mieszkała jednak wraz z siostrą i resztą rodziny, ale z ciotką, która pomimo podeszłego wieku wciąż popierała Czarnego Pana całym sercem i przygarnęła bratanicę do siebie z wielką chęcią. Katherine wyrzekła się rodziców, siostry i wszystkich mugoli, którzy mieli cokolwiek wspólnego z jej rodziną. Nie chciała o nich słyszeć i zachowywała się, jakby nic ich z nią nie łączyło. Jej rodziną była jedynie ciotka Leslie, jedyny znany jej członek rodziny o czystej krwi.
- Chciałabym mieć takiego brata jak Draco. Wierz mi. Cóż, rodziny się nie wybiera, co mam poradzić. Słyszałaś o tym, że Slughorn zbiera swoją nową mini-ekipę? - popatrzyła na nią z powątpiewaniem.
- Ta, obiło mi się o uszy. Dam 10 galeonów, że chce mieć Pottera w swojej kolekcji. Kto by nie chciał mieć Śmierdziańca w drużynie? - parsknęły śmiechem, po czym młoda Malfoy dodała: - Jesteś zaproszona na to jego... do tego... um, Klubu Ślimaka?
- Mhmm, zaprosił mnie kilka dni temu. Powiedział, że jestem "niesamowitym przypadkiem". Słyszałam, że druga Grnager też tam będzie. Świetnie. - włożyła w ostatnie słowo tyle sarkazmu i jadu, że przechodzące obok roześmiane Puchonki spojrzały na nią ze strachem.
- Też dostałam zaproszenie. I Draco. Chociaż on, oczywiście, nie przyjdzie. Wątpię by miał czas.
- Zaprosił was? A co z Lucjuszem? Grzmotter wygadał się, że jest śmierciożercą.
- I co z tego? Przecież i tak nikt w to nie uwierzył. A jeśli nawet, ojciec na pewno go uciszył. Galeonami albo siłą. - Suzanne wykrzywiła usta w półuśmiechu.
- To jest dokładnie to, co uwielbiam w waszej rodzinie. - westchnęła z zadowoleniem. - Ach. Władza.
- Jeśli o władzy mowa, patrz, kto idzie. - ku Ślizgonkom zmierzała Gryfonka z burzą brązowych loków, stertą książek w rękach i Krukonką przy boku. Zatrzymała się, widząc je.
- Katherine.
- Witaj, Granger.
___________________________________
Iiii... Wreszcie jest! Takiej weny na potterowskie opowiadanie nie miałam chyba nigdy. Co do bliźniaczek Granger - wrzucam zdjęcie Katherine, żebyście mogli jeszcze bardziej wyobrazić sobie Hermionę (a raczej Kath) jako jasnowłosą Ślizgonkę. Kolejny rozdział postaram się dodać w niedzielę bądź poniedziałek. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz